piątek, 9 września 2016

Rozdział 1

I w ciężkiej chorobie tkwi dobro. Kiedy ciało słabnie, silniej czuje się duszę 

~Lew Tołstoj


Głośny dźwięk obijania się grubych kropel o parapet i trzask otwieranego okna, zmusił dziewczynę by otworzyła ona swe oczy, które zaklejone były ropą. Nastolatka wgapiała się tępym wzrokiem w szary, niegdyś biały sufit, który teraz pokrywała gruba warstwa brudu, powodując wrażenie głębokiej szarości.  Nie można oczywiście zapomnieć o charakterystycznych dla tego domu, pajęczynach, w których zaplątało się tysiące małych muszek. No cóż, nawet one wiedzą, jak ciężkie jest te nasze ziemskie życie... 
Dziewczyna leniwie podniosła się do pozycji siedzącej, by wyciągnąć obie ręce wyprostowane do góry, w celu rozciągnięcia zastałych od spania na materacu, kości. Powoli wstała na równe nogi i chwiejnym krokiem podeszła do okna, które szybkim i stanowczym ruchem ręki zamknęła. Oparła się o biurko, które stało pod "otworem na świat" i przeleciała wzrokiem po całym pomieszczeniu. Wzdychając w myślach, zbliżyła się do lustra i stanęła twarzą w twarz ze swoim odbiciem. Niewiele można było powiedzieć o jej teraźniejszym wyglądzie, ale jest jedna rzecz; nastolatka na pewno nie przypominała wyglądem dawnej siebie. Niebieskie, niegdyś wiecznie roześmiane oczy, teraz wyrażały obojętność, a czasem i ból. Jej czarne włosy z czasem oklapły, przetłuściły się. Usta, niegdyś wygięte w charakterystycznym, zadziornym uśmieszku, które kolorem przypominały soczyste truskawki, posiniały i nie ukazywały żadnych uczuć. Wątłe ramiona, udekorowane w najróżniejsze tatuaże, zakryte teraz zostały przez długie rękawy grubych swetrów. 
Dziewczyna posłała swojemu odbiciu nienawistne spojrzenie. O ile istnieje miłość od pierwszego wejrzenia, tak i może istnieć nienawiść od pierwszych chwil. I ten drugi przykład sprawdzał się w przypadku nastolatki. 
Załamana niewiasta (o kurwa, ja takich słów używam?! XD) powróciła na swój materac, gdzie usiadła skulona, chowając głowę w kolanach. Zacisnęła nerwowo powieki, by przypadkowa łza nie wypłynęła spod jej powiek i nie spłynęła po policzku, znacząc mokrą ścieżkę na jej smukłej twarzy o ostrych rysach. 
Drzwi od pokoju otworzyły się, bezczelnie przerywając przedziwną aurę samotności i zadumy, panującą w pomieszczeniu. Wysoki mężczyzna pewnym siebie krokiem podszedł do skulonej dziewczyny i spojrzał na nią kpiącym wzrokiem. Nawet w takich ciężkich chwilach nie miał dla niej litości. Zresztą, ona jej nie chciała, a nawet nie potrzebowała! Od małego dziecka uczyła się, że może liczyć tylko i wyłącznie na swoją osobę. Wiedziała, że mogła ufać tylko sobie. Chociaż... W największej ewentualności mogła liczyć na swoich przyjaciół, którzy byli zawsze przy niej, lecz niestety nie potrafili zrozumieć jej problemów, jej toku myślenia, jak bardzo by się nie starali. Dla nich to był istny kosmos, a skoro za mądrzy nie byli, to i zrozumieć nie potrafili. O dziwo nie brało to się z różnicy płci, jaka wynikała z ich przyjaźni. Tu bardziej chodzi o to, iż nie mieli takich doświadczeń, takich przeżyć, które idealnie pasowały do komediodramatu. Jeszcze brakuje, by jakiś obcy, nowo poznany mężczyzna się w niej szaleńczo zakochał. Wtedy by był normalnie film gotowy! Tylko ona i tak nie wierzy w miłość... 
Ale wracając, dziewczyna poczuwszy, iż ktoś znajduje się w jej "samotni", podniosła swój pusty wzrok na dorosłego. Zauważając, że jest to jej rodzony ojciec, zgromiła go najzimniejszym spojrzeniem na jakie ją było stać, po czym momentalnie odwróciła wzrok z nadzieją, że mężczyzna da jej łaskawie spokój. Ale jak powszechnie wiadomo, nadzieja matką głupich, co młoda wiedziała już od wielu, wielu lat... 
Ponownie zacisnęła powieki, modląc się w myślach, by to wszystko okazało się okropnym snem, koszmarem, który lada moment skończy się, a ona obudzi się cała zlana potem, by wziąć proszki uspokajające, stojące na desce obok jej łóżka i zaśnie głębokim snem, z którego wybudzi się szczęśliwa i pełna energii do skopania wielu tyłków... 
Czując, że mężczyzna nie ma zamiaru się ruszyć, spojrzała na niego ze złością, a w jej oczach pojawiły się dawne iskry, dawny ogień. Kto by przewidział, że dziewczyna tak się zdenerwuje, tylko dlatego, że jej ojciec przyszedł odwiedzić swoją chorą córkę? A zdziwilibyście się! Bo wszyscy, co ją dobrze znają, zrozumieliby... 
-Słuchaj mnie, gówniaro- zaczął mężczyzna, wyjątkowo szorstkim tonem, który był specjalnie zarezerwowany dla młodej dziewczyny.- Już jutro się stąd zbieramy. Pakuj się- rozkazał tonem, który nawet w najmniejszej mierze nie znosił sprzeciwu. 
Nastolatka spojrzała się na faceta zdziwiona. Niestety, te zdziwienie nie było gatunku tych przyjemnych... 
-Bez dyskusji- mruknął złośliwie i odwrócił się na pięcie, zostawiając dziewczynę w jej upragnionej samotności. 
Nastolatka wzdychając w myślach, podniosła się gwałtownie i podeszła do biurka, a tym samym, do okna wiszącego nad meblem. Spojrzała na dobrze znany, miejski krajobraz, nad którym niezmiennie wisiały ciężkie, deszczowe chmury, które mają zbyt małą powierzchnię, na skutek czego wypływały w nich grube krople wody. No cóż, przynajmniej tak nastolatka próbowała to sobie wytłumaczyć... 
Otworzyła okno na oścież, przez co owiało ją zimne powietrze, zmieszane z delikatną bryzą. Wychyliła się lekko, kurczowo trzymając się ramy okna. Zamknęła powieki i odchyliła głowę, chcąc tą chwilę nacieszyć się chłodnym powietrzem. Była wkurzona, wściekła, a nic na nią tak nie działało jak mocne podmuchy wiatru lub porządna dawka whisky. No, ewentualnie papieros wchodził w grę. W tej chwili chciała się wyżyć, krzyczeć, bić się i wiele takich rzeczy, ale warunki i możliwości były takie, jakie były, toteż ograniczyła się do mocnego uderzenia zaciśniętą pięścią w blat biurka. Nie zważając na ból dłoni, mogła stwierdzić, że odrobinkę zrobiło się jej lepiej. 
Zamknęła okno z trzaskiem, odkręcając się przodem do swojego pokoju. Usiała ostrożnie na biurku, które miało już swoje lata i w każdej chwili mogło się pod nią załamać. Nie przejmując się tym, przeleciała wzrokiem po pomieszczeniu z niewyraźną miną, która mogła tylko znaczyć o jej nieprzyjemnych myślach. 
-Nie poddam się- pomyślała z ogromną nadzieją.- Nie mogę się złamać. Nie ma, kurwa, takiej mowy- takie myśli zawsze dodawały jej wigoru, chęci do walki.. 
Zatrzymała swój wzrok na obdrapanej ścianie, której przydałaby się już dawno gładź i tona farby. Dla niej najlepiej czarnej, gdyż wtedy nie zszarzeje, tak jak teraz. Poza tym, czarny był ulubionym kolorem dziewczyny... 
Następnie uwagę niebieskich oczu przyciągnął widok szarych, zimnych kafelek, na których stanięcie grozi poważnym zapaleniem pęcherza. O ile nie ma się skarpetek czy innych butów. 
I tak patrzyła na swój pokój, z nieukrywanym smutkiem. Nie można powiedzieć, mimo iż warunki były nie za dobre, mimo iż nienawidziła tutaj przebywać (a i tak potrzebowała tu powiedzieć), będzie tęsknić za tym miejscem i wszystkimi wspomnieniami stąd i z całego tego miasta, tak bliskiemu jej sercu... 
Z kieszeni grubych spodni wyciągnęła starą komórkę, coś w rodzaju tej słynnej, niezniszczalnej Nokii. Taki telefon jej w pełni wystarczał i odpowiadał. Nie mogła narzekać, skoro czasem nie miała co do garnka włożyć... 
Utworzyła nową wiadomość, mającą na celu powiadomienie odbiorcy o niezwłocznym pojawieniu się u dziewczyny. Wysłała ją bez zawahania, po czym powoli wstała i niechętnie podeszła do wielkiej, ciemno dębowej szafy z odlatującymi drzwiczkami, z której wydobyła niewielką, czarną walizkę. Niby takie nic, ale naszywki pokrywające całą torbę skutecznie dodawało ostrego charakteru. 
Bagaż rzuciła na materac, podobnie zaś uczyniła ze wszystkimi swoimi ubraniami, w których i tak nie będzie mogła chodzić, ale mniejsza z tym. Nie mogłaby tego tu tak zostawić, porzucić. To była część jej zbłąkanej duszy, jej zimnego serca.. 
Wrzuciła wszystko do walizy na odwal się; nigdy nie dbała o należyty porządek i nigdy go nie pilnowała. Lubiła ten bród, ten harmider; to wszystko miało to "coś", od czego nie mogła się oderwać, w co się kompletnie zatraciła...  
Pakowała wszystko, aż wszechogarniająca cisza zaczęła jej przeszkadzać. Oderwała się od swojego zajęcia, by podejść do niewielkiej szafeczki, na której stał cały stos płyt z jej ulubioną muzyką, która po chwili wydobywała się z głośników. Zadowolona powróciła do roboty, potrząsając głową w rytm piosenki. Od razu się jej lepiej i przyjemniej pracowało, lecz nadal czuła ogromny ciężar na duszy. W pewnej chwili przystanęła, jakby coś ją sparaliżowało. Obróciła się na pięcie i wzrok swój wlepiła w małą szufladkę biurka, przy której po chwili już się znajdowała i z której wydobyła niewielki notesik w czarnej okładce, przewiązany czerwonym sznureczkiem. Rozwiązała węzełek, dzięki czemu zeszyt otworzył się na środkowej, zapełnionej już stronie. Dziewczyna położyła zeszyt na biurku, a sama zajęła miejsce na krześle i pochyliła się nad notatnikiem. Przewertowała parę stron, aż wreszcie znalazła wolne miejsce. Los niestety chciał, iż była to niecała, ostatnia strona zeszytu. Przyłożyła końcówkę ołówka do ust, poważnie zastanawiając się, co napisać. Niepewnie podniosła ołówek, by po chwili znów rzucić go z trzaskiem na blat. Zdenerwowana zacisnęła szczękę, jednakże po chwili z zapałem wzięła się za pisanie.

"Drogi Pamiętniku! 
Pamiętasz mnie jeszcze? To ja, Julie. Dawno nie pisałam, wiem. Nie będę się Ci usprawiedliwiać, bo to i tak nie ma najmniejszego sensu. Przyznam otwarcie: myślałam, że pisanie do zwykłego zeszytu jest co najmniej dziecinne. I nie ukrywam, nadal tak myślę. Ale teraz tylko Ty możesz poznać moje myśli, moje słowa, których niestety wypowiedzieć nie mogę. Mam wielki problem, który zmienił całe moje dotychczasowe życie o 360 stopni. Nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim. Wiem, że nie jest to taka łatwa sprawa. Ciężko mi z tym, nie wiem, czy dam sobie radę. Tak, po raz pierwszy mogę się złamać. Pewnie zastanawiasz się, co się właściwie wydarzyło. Ktoś umarł? Można by powiedzieć. Jestem w żałobie po samej sobie. Nic już nie przypomina dawnych czasów... Bardzo chciałabym Ci o tym opowiedzieć, ale ostatnia strona właśnie się kończy... Więc kończę i żegnam Cię, mój Pamiętniku, przyjacielu..." 
- napisała dziewczyna, po czym szybko zamknęła notes.

Skoro już jesteśmy w temacie, pozwolę sobie opowiedzieć, o co tu właściwie chodzi. 
Julie Joan Henderson: dziewczyna licząca sobie niespełna 17 wiosen. Dziewczyna o dużym talencie muzycznym; jej zachrypnięty głos znany jest w całej dzielnicy. Większej wariatki świat nie widział.... Do czasu. Niebieskie oczy dziewczyny skrywają ogromny smutek, ból. Zaledwie parę dni temu dziewczyna dowiedziała się o swojej chorobie. Struny głosowe odmówiły posłuszeństwa, Julie straciła głos. Do tego jej organizm bardzo osłabł i stał się łatwym celem wszelkich wirusów i bakterii. Dziewczyna załamała się i nie wiedziała, co począć. W jednej chwili świat dziewczyny legł w gruzach. Nie ma jej się co dziwić, ciężko żyć z wiedzą, że nigdy się już nie odezwiesz. A jeszcze gorsze było to, że nawet nie mogła swobodnie chodzić w swoich ulubionych ubraniach. Musi ubierać wysokie gorsety, grube swetry, puchowe szaliki, byle zapewnić ochronę swojemu ciału. Długie rękawy zakryły stare tatuaże. I tutaj jest paradoks: nastolatka, której wcale nie zależy na życiu, która lubi balansować na krawędzi życia i śmierci, uważa, by nie zachorować. A tak! Bo widzicie, taka śmierć jej się nie podoba. Rak płuc, przedawkowanie narkotyków, wypadek na motorze: takie rzeczy dziewczyna może zaakceptować. Ale nie chciała zginąć w ten sposób, w ten czas. Ona chce walczyć, chce pokazać swój hart ducha. Tyle przeżyła, nie mogła się teraz poddać. Ona jak ma zginąć, to w spokoju, gdzie nikt nie będzie mógł zarzucić, że nie dała rady. Bo dała... Ale, wracając do choroby, jest jeszcze nadzieja. Dziewczyna wraz z ojcem przenosi się do innego miasta, gdzie znajduje się dobra klinika. Jest szansa na operację, która pozwoli wrócić Julie do dawnego życia.. 
Przybliżę Wam jeszcze wygląd dziewczyny, a później niech się akcja dalej toczy. 
Julie nie jest szczególnie wysoka, ale niska również nie jest. Ma czarne, niegdyś zawsze natapirowane włosy. Teraz będą one często związane w kucyk, ewentualnie w warkocz. Czasem zostawi pewnie je rozpuszczone, nie chce aż tak się zmieniać. Jak już wcześniej wspomniałam, ma niebieskie, duże oczy, które czasem nabierają innych barw; gdy jest wściekła, pojawiają się czerwone iskierki, zaś kiedy smutna - oczy szarzeją, jakby przysłaniała je mgła. Malinowe usta, na których dawniej zawsze malował się zadziorny uśmiech, coraz częściej wyrażają smutek, obojętność. Zgrabne ciało dziewczyny i dużych rozmiarów biust, tracą swoje kształty, gdyż dziewczyna uwielbia zakładać ubrania o minimum jeden rozmiar za duże. Choć czasem znajdą się skórzane, opięte części garderoby, oczywiście wszytko w ciemnych kolorach. Przepraszam, znajdowały się. Teraz, jak wcześniej było ujęte, ubrania jej będą grzeczne, ułożone. Puchowe swetry staną się codziennością, do której Julie nigdy nie przywyknie. Szkoda jej stylu, który swoją drogą, ładnie współgrałby z bladą jak śnieg, cerą. Kiedyś taka nie była: miała piękną, śniadą cerę, która również dobrze komponowała się z jej ciemnym strojem. Ale i tak wszyscy porównywali ją z wyglądu do chłopaka... Dobrze więc, wracając do opowieści.... 
Czarnowłosa wstała bardzo gwałtownie, przez co początkowo straciła równowagę. Jednak udało jej się opanować, po czym z notatnikiem w ręku podeszła do niewysokiego taboretu, znajdującym się w kącie pokoju, na którym dumnie urzędował niewielkich rozmiarów plecak, który - podobnie jak walizka - cały był udekorowany wszelkimi naszywkami. Rozsunęła zamek, po czym wpakowała do odmętów tornistra swój notatnik, z którym pod żadnym pozorem nie chciała się rozstawać. Z jednej strony wiedziała, że nie ma już w nim miejsca na ani jedno słowo, z drugiej zaś była to prawdziwa machina czasu, która przenosiła w najpiękniejsze i najważniejsze chwile w jej życiu. A i owszem, zdarzały się rzeczy nieprzyjemne, lecz zawsze kończyły się przysłowiowym "happy end'em", czy jak to się tam odmienia... 
Rzuciła mały bagaż na materac, tuż koło walizki. Usiadła obok bagażów i smutnym wzrokiem spoglądała przez okno. 
-Przynajmniej będę mogła sobie powspominać- pomyślała, chcąc choć trochę podnieść się na duchu, co jednak nie miało żadnych pozytywnych skutków.- A skoro nowe życie, to i nowy pamiętnik- westchnęła w myślach. 
Tymczasem, drzwi od pokoju ponownie otworzyły się, aczkolwiek tym razem zrobiły to w ciszy. We wrotach stanął wysoki, siedemnastoletni chłopak o pięknych, szmaragdowych oczach. Jego długie, lekko sfalowane włosy w brązowym kolorze, dzisiaj upięte były w najzwyklejszego kucyka, co było naprawdę rzadkim zjawiskiem, ponieważ chłopak wręcz uwielbiał czuć wiatr w potarganych włosach. Zielone, zazwyczaj wesoło patrzące na świat, oczy teraz próbowały ukryć smutek i niepokój spowodowany chorobą Julie i tym samym, swojej najlepszej przyjaciółki. Delikatnie drżące od nadmiaru emocji ręce schował do kieszeni swej skórzanej kurtki, którą przywdziewał niemal każdego dnia. Bardzo nie chciał, by dziewczyna domyśliła się, iż jemu jej choroba także ciążyła na sercu. Nie chciał, by się martwiła. Ale wiedział, że nie będzie to takie łatwe. Bo przed Julie nic się nie ukryje... 
Siedemnastolatka odwrócona tyłem do swojego gościa, nie wiedziała o jego przybyciu. Siedziała, pustym wzrokiem wpatrując się w czubek swoich obkutych butów. Właśnie się z nimi żegnała, gdyż był to jej ostatni dzień z jej ulubionym obuwiem. Dopiero, gdy chłopak głośno popukał w otwarte drzwi, dziewczyna szybko zerwała się na równe nogi i odwróciła się przodem do nowo przybyłego. Szybko przeleciała wzrokiem po chłopaku, dzięki czemu na jej zmęczonej twarzy na tę chwilę pojawił się blady uśmiech. Cieszyła się, że jej najlepszy przyjaciel tu przyszedł, tak jak go o to prosiła. Bowiem to właśnie do niego pisała wiadomość... 
-Cześć Szatanie- przywitał się nastolatek, siląc się na wymuszony uśmiech, którego nie powstydziłby się niejeden aktor. 
Dziewczyna z przyzwyczajenia otworzyła usta, aczkolwiek w ostatniej chwili przypomniała sobie o obecnej sytuacji, toteż odpowiedziała mu jedynie machnięciem ręki na powitanie. Tak bardzo chciała krzyknąć do niego: "Cześć Jimi!" Albo "Siema James!", ale mogła tylko sobie to wyobrazić... 
Spojrzała w szmaragdowe oczy chłopaka, a z nich wyczytała jego najprawdziwsze emocje. Pokręciła głową z szczerym zażenowaniem. Według niej, on, jak i reszta jej przyjaciół, nie powinni martwić się nią, stanem jej zdrowia. Oni mieli własne życie, własne problemy, których pewnie było nie mało. Zresztą, życie jest zbyt kruche i ulotne, by zatrzymywać się nad taką pierdołą. Co ma być, to będzie, prawda? Co się stało, to się nie odstanie... 
W tym czasie, owy James lub, jak kto woli, Jimi, rozejrzał się po pokoju, zatrzymując wzrok na prawie w pełni spakowanej walizce, po czym podszedł szybko do niej, nie przejmując się swoją przyjaciółką. Po dokładnych oględzinach, spojrzał zaniepokojony na dziewczynę i podszedł do niej aż zbyt gwałtownie. 
-Wyprowadzasz się?- spytał z mocnym wyrzutem, przez co dusza nastolatki ważyła z minuty a minutę coraz więcej. Dziewczyna spuściła wzrok, co było wyraźnym znakiem, że szatyn trochę przesadził z szorstkością swego tonu.- W takiej chwili?!- James dalej w to brnął, jeszcze nie zdając sobie sprawy z bólu, który zadawał niebieskookiej. 
Nastąpiła głucha cisza. Nawet dźwięki wydobywające się z głośników, nagle umilkły, dając znać, iż płyta właśnie się skończyła. Jimi spojrzał z wściekłością na dziewczynę, aczkolwiek w mgnieniu oka zdał sobie sprawę ze swojego błędu. W myślach strzelał sobie bolesnego facepalm'a, a w rzeczywistości uśmiechnął się przepraszająco i mruknął ciche, lecz jak najbardziej szczere: 
-Przepraszam- po czym wyciągnął z kieszeni ciemnych jeansów małe zdjęcie. Przedstawiało one czwórkę nastolatków - tak na oko 15-latków. Wszyscy roześmiani, widać było, że są po dużej dawce alkoholu. Cała grupka była w jednakowym stroju: w czarnych spodniach motocyklowych, wykonanych z prawdziwej skóry. W granatowych podkoszulkach z napisem "Anarchia nas połączyła, anarchia ocali świat". W jeansowych kurtkach z mnóstwem naszywek... Była to zapewne najzajebistrza i najbardziej zżyta paczka przyjaciół, jaką widział świat. 
Szatyn podał zdjęcie swej przyjaciółce, na widok którego dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Doskonale pamiętała okoliczności, w jakich robiona była fotografia. Jakby to było wczoraj... Powróciły do niej wszystkie emocje, odgrzebała w odmętach pamięci każdy żart, każde słowo... 
Wybudzając się z zadufania, dziewczyna szybko podeszła do biurka, na którym grzecznie leżała duża, biała kartka. Napisała na niej wielkimi literami "Dzięks skurwielu, zawsze byłeś moją ulubioną dziwką" i podała ją chłopakowi z zadziornym uśmiechem na ustach. 
-Nie ma za co, pojebie- odparł zielonooki przez śmiech, czochrając czarnowłosą po jej kłakach, co bardzo ułatwił mu jego wysoki wzrost. 
Julie uwolniwszy się z silnych ramion chłopaka, spojrzała na zielonookiego z zażenowaniem. Zdecydowanie, James Cliff Martens był często bardziej dziecinny od niejednego malucha, co mimo wszystko Julie lubiła w chłopaku. 
Nastolatka dała chłopakowi mocnego kuksańca w bok, dokładnie takiego, jak za dawnych czasów. Martens w odpowiedzi cicho syknął z bólu. Trzeba przyznać, iż Julie nawet teraz była wyjątkowo silną kobietą, silniejszą od wielu facetów.. 
-Dobra, już, dobra. Ale weź mi jakoś wytłumacz, o co chodzi z tą walizką- powiedział szatyn, siadając na skraju materaca. Rozmasowując obolałe miejsce, wzrok szmaragdowych tęczówek wlepił w swoją najlepszą przyjaciółkę, która nerwowo chodziła po pokoju. Koniec końców, pochwyciła kolejną kartkę i w szybkim tempie nabazgrała kolejne litery, które przerodziły się w sensowne słowa, a te w spójną całość. 

"Na drugim końcu kraju jest dobra klinika. Tam mogą mi zrobić operację, by wszystko było jak dawniej. Ale wiesz, tam są długie kolejki i nie wiadomo, czy mnie przyjmą, czy nie. Dlatego zawsze lepiej być na miejscu... Ale jak tylko wyszłabym zdrowa ze szpitala, to wracam tutaj, do moich przyjaciół..."
- głosiła kartka, która po chwili trafiła w ręce szatyna. 

Chłopak parokrotnie przestudiował cały tekst, analizując uważnie każde słowo. Wreszcie uśmiechnął się szeroko i rzucił się na przyjaciółkę, przytulając ją po bratersku. 
-Wszystko się ułoży, zobaczysz- szepnął jej z przekonaniem do ucha.- I przyjadę, jak najszybciej będę mógł- dodał, nie wiedząc, jak te słowa były ważne i podnoszące na duchu dla Henderson, która mocno wtuliła się w swojego przyjaciela, który był dla niej jak najbliższy brat, do którego zawsze można się udać. Nie zawsze potrafił pomóc, ale najważniejsze, że był. Zawsze i wszędzie, bez względu na przeciwności. Wierzyła, że będzie tak i tym razem. Albo miała przynajmniej taką nadzieję.. 
-Nie zostawię cię- zapewnił ją, jakby czytał w jej myślach. Dziewczyna wdzięcznie spojrzała w jego oczy, unosząc prawy kącik ust. Przymknęła oczy, dając ponieść się atmosferze. Bądź co bądź, była ona niezwykła, tak jak i cały ten dzień. Najdziwniejsze, że oni nigdy nie zbliżyli się do siebie tak bardzo. Zawsze rozmawiali jak brat z bratem, wymieniali się spostrzeżeniami dotyczącymi muzyki i piłki nożnej. Zawsze było to szczere, aczkolwiek nie było w tym tyle uczucia, co w tej chwili... Ale, żeby nie było, Julie nie darzyła chłopaka większym uczuciem. Był on dla niej jak brat, któremu mogła ufać. Zresztą, według niej miłość nie istnieje, to tylko głupie, ludzkie fanaberie, wymysły. Może i to głupie stwierdzenie, ale dla niej jak najbardziej prawdziwe... 
Tylko James chyba myślał inaczej, skoro nie miał zamiaru puścić nastolatki. Robił wręcz przeciwnie; przyciągał ją bliżej siebie, obejmując ją coraz mocniej. Był tego nieświadomy, wydawało mu się, że nawet ją wypuszcza z ramion. Jednakże Julie nie protestowała, siedziała tak grzecznie, opierając głowę o umięśniony tors chłopaka. Przyjemny dotyk skórzanego materiału, z jakiego wykonana była kurtka Jimi'ego, dawało ukojenie nastolatce. Uwielbiała czuć ten materiał pod palcami. Miała z nim wiele miłych wspomnień, jak i nie najmilszych... 
W tym czasie, pomieszczenie ponownie odwiedził rodziciel nastolatki, który teraz rozbawiony oglądał tę sytuację. Inni ojcowie na jego miejscu byliby wzruszeni; ich córka ma kogoś bliskiego jej sercu (a przynajmniej tak to wyglądało). Ale nie, ten człowiek nie jest bynajmniej normalnym ojcem. Według niego, ta dziewczyna nie powinna mieć żadnych przyjaciół, gdyż nawet nie powinna żyć. Była ona dla niego największą pomyłką, największym błędem, jaki w życiu popełnił. Gdyby teraz mógł cofnąć czas... Ach, wtedy nadal byłby wolny! Chociaż nie, jej matka mogłaby mu w tym przeszkodzić. Ale i tak mógłby z rodzicielką Julie robić wszystko, co tylko mu przyjdzie do głowy. Taa, ona była uległa, nie tak jak to coś, co urodziła... 
-Dobra, koniec tego! Julie, szykuj się, a nie zajmuj pierdołami!- dorosły dał znać o swojej obecności w pokoju, przerywając tę miłą atmosferę, przez co dwójka nastolatków natychmiast się od siebie oderwała.- A ty, James, spadaj do domu- warknął, wskazując na drzwi. 
Jimi westchnął niesłyszalnie i podniósł się niechętnie, mijając dorosłego, który odprowadzał go wzrokiem aż do wyjścia. Lecz nastolatek niezbyt przejął się obecnością ojca dziewczyny, której pokazał, iż zadzwoni później. Kiedy chłopak zniknął w drzwiach mieszkania, dorosły spojrzał na dziewczynę zdenerwowanym wzrokiem. Nie chciał, by ktokolwiek odwiedzał małolatę, gdyż wtedy dana osoba mogłaby dowiedzieć się prawdy o ich sytuacji rodzinnej, a to nie byłoby dla niego dobrym rozwiązaniem. Raphael (bo tak miał na imię ojciec dziewczyny), nie był skory do wieloletniej odsiadki, na którą był narażony. 
-Ile razy mam ci mówić, że nie wolno ci z nikim rozmawiać!- krzyknął tonem, który wręcz ociekał jadem. 
Julie w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Prawdę mówiąc, nie przejmowała się zakazami ojca. I on niestety (albo i stety) o tym wiedział. Wiedział, że ma wielu przyjaciół, jak i również masę wrogów. Świadom był, iż Julie sprawia problemy wychowawcze, nie tylko jemu; także nauczycielom. 
-Właśnie, właśnie- mruknął przez zaciśnięte zęby. 
Krew się w nim gotowała, nie potrafił z tą dziewuchą wytrzymać. Jak ma ten świat funkcjonować, skoro takie gówniary i gówniarze latają po całej kuli ziemskiej?! 
Mężczyzna najwyraźniej nie wytrzymał, gdyż z całej siły spoliczkował nastolatkę, która na wskutek uderzenia, upadła na materac, uderzając głową o twardą posadzkę. 
-Ustalmy sobie jedno- wysyczał mężczyzna, podchodząc bliżej leżącej dziewczyny.- Albo nie stawiasz już oporu, albo po tobie- złapał nastolatkę za nadgarstki, podnosząc ją do pozycji siedzącej.- Zrozumiano?!- spytał, jak to robi się w szkole wojskowej. 
Ale nie zapominając, jakiż to charakter ma nasza główna bohaterka, można przewidzieć odpowiedź dziewczyny, jakim było splunięcie dorosłemu w twarz. 
-Osz ty suko!- zawołał dorosły i z całej siły pociągnął dziewczynę za jej czarne, długie włosy. 
Julie poczuła ogromny ból. Może niektórzy z Was wiedzą, jak to jest być szarpanym za włosy. Jeśli ktoś nie wie, to z całą pewnością mogę odpowiedzieć, że ból jest okropny, zwłaszcza jak robi to ktoś o niemałej sile... 
Mężczyzna z całej siły uderzył pięścią w nos swojej córki, przez co po jej twarzy ciurkiem zaczęła lecieć krew. Nastolatka czuła, jak robi się z minuty coraz mniej przytomna, coraz mniej bodźców do niej dochodziło. Jednak kolejne uderzenia, tym razem w policzka z otwartej ręki, skutecznie oprzytomniło ją. Julie gdyby mogła, pewnie zawyłaby z bólu, chociaż starałaby się tego uniknąć. Była silną dziewczyną o silnym charakterze, która nie lubi pokazywać swoich słabości, uczuć czy właśnie bólu. To było dla niej większą karą od kary fizycznej, cielesnej, czy jak to się na to mówi. Zawsze wolała trwać w bólu do końca, niż poddać się na początku bez walki, często żmudnej i bezskutecznej. No cóż, ona tak już miała i trzeba się do tego przyzwyczaić... 
Julie podniosła zimny wzrok na brązowe oczy mężczyzny, przez co kolejny raz została spoliczkowana. Facet uważał, iż ta pokraka nie miała prawa patrzeć mu w oczy. Ona była dla niego nikim, jak i nie czymś gorszym. Śmieciem, którym chciał pomiatać, lecz często mu to nie wychodziło. Krótko mówiąc, ta rodzina to typowa patologia, której nikomu nie polecam. Jeśli jesteś wrażliwy na takie rzeczy, radzę Ci opuścić te miejsce, dla Twojego i Twojej psychiki dobra... 
Czarnowłosa, niezniechęcona bólem zadawanym przez dorosłego, uśmiechnęła się, niczym chory psychicznie klown i kopnęła swego ojca w najczulszy punkt w ciele mężczyzn. On w odpowiedzi zwinął się, klnąc na całe gardło. Wtedy właśnie dziewczyna posłała mu triumfalny uśmieszek i wstała z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. 

Lecz nie wolno chwalić dnia, przed zachodem słońca... 

Mężczyzna w porę zdołał się "ogarnąć" i zatrzymał dziewczynę w ostatniej chwili. Złapał ją mocno za nadgarstki i powalił na ziemię. Dziewczyna poczuła ogromny ból, który rozszedł się po całym jej ciele. Mężczyzna kopnął parę razy nastolatkę w brzuch i głowę. Przez niego przemawiała nienawiść, złość. Cóż, takie były relacje tejże dwójki... Wreszcie miarka się przebrała, a Julie straciła przytomność... Biedna, cierpiała okropnie, aż wreszcie przestała czuć cokolwiek. Widziała jedynie nicość, która otaczała ją ze wszystkich stron. Mężczyzna zadowolony, iż nikt przez następne parę godzin nie będzie mu przeszkadzał, zostawił dziewczynę w kałuży jej krwi i wyszedł z mieszkania, uprzednio zamykając je na klucz... 

~♥~*~♥~*~♥~*~♥~

Heloł! Więc oto przed Wami końcówka rozdziału pierwszego! Bardzo przepraszam za opóźnienia, ale wiecie – szkoła, a do tego brak weny, co zapewne widać co po niektórych fragmentach. Także bardzo przepraszam, wiem, że nie jest to idealne. Jak zwykle czekam na Wasze opinie, które bardzo motywują do pisania. Wiem, że pewnie są błędy, bo ja, człowiek idiota, musiałam coś przeoczyć. Także za to też przepraszam!

6 komentarzy:

  1. Jejuu *.*
    Jeszcze nie czytałam bloga z " taką tematyką "
    Twój blog już uważam za jeden z najlepszych :)
    W pewnym momencie nawet łezka zakręciła mi się w oku ;')
    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów
    Czekam z niecierpliwością :)
    Pozdro weny jak jak i powodzenia w szkole życzę =^.^=

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczy się oryginalność, nie? xD
      Serio się podoba? Uff, no to mi ulżyło! Łezka? Prawdę mówiąc nie sądziłam, że to tak bardzo wpływa na emocje xD
      Dziękuję za wenę i komentarz! Również życzę powodzenia w szkole/pracy/na studiach (to tylko zależy od Ciebie xD).
      Pozdrawiam cieplutko! ^^

      Usuń
  2. Nie wiem co napisać.
    Na prawdę mnie to ruszyło.
    Moje dzieciństwo też było na prawdę trudne, ale to nie zmienia faktu, że to okropne. Znakomicie przelewasz wszystkie uczucia i emocje. Pisz kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać. Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję :( Też u mnie się nie przelewa, ciężko jest. Ale trzeba sobie dawać radę!
      Cieszę się, że to oddziałuje na emocje, bardzo staram się, by wszystko było prawdziwe i szczere. Zwłaszcza uczucia.
      Z nowym rozdziałem może być ciężko, aczkolwiek staram się. Wiadomo, szkoła i te sprawy.
      Dziękuję za komentarz, bardzo mnie motywuje do pisania :)
      Także tego... Do zobaczenia!

      Usuń
    2. Niestety nie umiem pisać długich komentarzy ale jak już napisałaś w pierwszym poście "czytasz-komentuj" więc to robię xD . Opowiadanie naprawdę świetne. Niby oklepany temat "zbuntowana nastolatka", ale ty dodałaś coś od siebie, coś oryginalnego.Mam nadzieję ze dalsze rozdziały będą równie dobre albo i lepsze. Pozdrawiam i życzę weny :3

      Usuń
    3. Jak lubię mawiać: długi, czy niedługi, ważne, że jest! Strasznie dziękuję za chwilę, którą poświęciłaś na napisanie paru zdań :3
      Niezmiernie mi miło, że to wszystko się podoba. Jestem człowiekiem, który liczy sobie oryginalność i zawsze muszę coś dodać do głównego tematu, więc cieszę się, że dostrzegłaś moje starania i obdarowałaś mnie wszystkimi miłymi słowami.
      Więc jeszcze raz dziękuję za komentarz oraz za wenę, ostatnio potrzebną mi, jak jeszcze nigdy i oczywiście także pozdrawiam!

      Usuń